Sutra Wimalakirtiego
Wspólnym nakładem wydawnictw Impress i „bo” ukazała się Sutra Wimalakirtiego. Tłumaczenia publikacji z języka angielskiego dokonał Henryk Smagacz. Dla przybliżenia wartości merytorycznej książki udostępniamy wstęp do edycji polskiej Lamy Rinczena, Andrzeja Piotrowskiego oraz oryginalny wstęp tłumacza z chińskiego i tybetańskiego Roberta A.F. Thurmana.
Sutra Wimalakirtiego – Wstęp Lamy Rinczena
Przedmowa do polskiego wydania Sutry Wimalakirtiego
Budda Siakjamuni trzykrotnie obrócił Kołem Dharmy, czyli przekazał trzy cykle nauk. Pierwszy raz nauczał w Sarnath. Ukazał wówczas metody prowadzące do osiągnięcia wyzwolenia od cierpienia. Skoro cierpienie jest skutkiem negatywnych czynów, to w pierwszym rzędzie należy zaniechać złych działań. Dlatego właśnie etyczna samodyscyplina jest tak istotna dla osiągnięcia Wyzwolenia. Nie potrafimy jednak całkowicie porzucić złych czynów, jak długo pozostajemy pod wpływem emocjonalnych splamień. Tych zaś nie wykorzenimy, jak długo tkwimy w nawykowym lgnięciu do poczucia „ja” jako realnego, samoistnego bytu. Zawsze bowiem wiąże się z tym przywiązanie do obiektów, które wydają się temu „ja” służyć, i niechęć wobec tych, które mu szkodzą. Na tej podstawie rozwija się żądzę i nienawiść. Porzucenie złych czynów i urzeczywistnienie pustki własnego „ja”, to kluczowe punkty pierwszego obrotu Kołem Dharmy.
Drugi cykl nauk rozpoczął się w Radżgir, na „Szczycie Sępa”. Nauczając Pradżniaparamity Budda ukazał, że nie tylko postrzegający umysł pozbawiony jest samoistnego bytu, ale także postrzegane zjawiska są puste w swej istocie. A zatem dwa rodzaje pustki – pustka własnego „ja” oraz pustka postrzeganych zjawisk – to jeden z kluczowych punktów tego cyklu nauk. Drugim nieodłącznym elementem jest uświadomienie sobie, że nie tylko my sami cierpimy w samsarze. Wszystkie niezliczone istoty doświadczają niewyobrażalnej udręki w kręgu egzystencji. Nie rozumiejąc pustki lgną do zjawisk jako realnych i wierzą, że osiągną szczęście chwytając jedne obiekty, a odrzucając inne. Z urzeczywistnieniem pustki nieoddzielnie łączy się urzeczywistnienie nieograniczonego współczucia. Jeśli ktoś myśli, że zrozumiał pustkę, a nie idzie w ślad za tym płynące z głębi serca bezstronne współczucie i miłość wobec wszystkich bez wyjątku istot, znaczy to, że jego „zrozumienie” pustki jest tylko intelektualną konstrukcją. Prawdziwa pustka i współczucie są nierozdzielne. Ta jedność stanowi samą esencję ścieżki Bodhisattwy.
W trzecim obrocie Kołem Dharmy Budda podkreśla, że pustka nie jest nihilistyczną nicością. To prawda, że umysł pozbawiony jest jakichkolwiek cech. Nie można go zobaczyć, posłyszeć, powąchać, posmakować ani dotknąć. Prawdziwa natura umysłu nie może być poznana nawet przez myślenie. Leży ona poza wszelkimi pojęciami. Dlatego mówimy, że umysł jest pusty. Nie oznacza to jednak, że nie istnieje. To właśnie umysł będący pod wpływem niewiedzy i nawykowych skłonności doświadcza cierpienia. Nazywamy to samsarą. Ten sam umysł uwolniony od niewiedzy przejawia wszystkie właściwości Stanu Buddy: wszechwiedzę czy oświecone aktywności przynoszące pożytek czującym istotom. Nazywamy to nirwaną. Samsara i nirwana nie istnieją poza umysłem. Właściwości Buddy, jakie przejawia się po Oświeceniu nie są czymś wytworzonym na ścieżce. Są one w naturalny sposób wrodzone każdej czującej istocie. Ktokolwiek ma umysł, ma wrodzoną naturę Buddy. Obecnie jest ona zakryta zaciemnieniami i dlatego nie manifestuje się. Podążając ścieżką Dharmy nie stwarzamy właściwości Oświecenia. Usuwamy jedynie zaciemnienia, które te właściwości ukrywają. W sanskrycie wrodzona natura Buddy określana jest mianem tathagatagarbha. Nauki o niej stanowią istotę trzeciego Obrotu Kołem Dharmy. Nie zostały one przekazane w jednym, konkretnym miejscu, ale były udostępniane sukcesywnie, w miarę jak uczniowie do nich dojrzewali.
Niektóre tradycje buddyjskie utrzymują, że tylko pierwszy cykl nauk – ten rozpoczęty w Sarnath – to autentyczne nauki samego Buddy i zaprzeczają prawdziwości sutr z cyklu Pradżniaparamity i innych sutr mahajany. Inni utrzymują, że sutry pierwszego Obrotu Kołem Dharmy są prawdziwe, ale drugi Obrót jest ich dalszym rozwinięciem i ukazuje ostatecznie znaczenie Nauk Buddy. Istnieją jednak szkoły, według których dopiero nauki o wrodzonej naturze Buddy są ostatecznymi Naukami Przebudzonego. Rozpowszechniły się one szczególnie w „krajach północy”: w Tybecie, Mongolii, Chinach, Korei i Japonii, a dziś inspirują wielu ludzi Zachodu.
Sutra Wimalakirtiego klasyfikowana jest zasadniczo jako jedna z najważniejszych sutr drugiego Obrotu Kołem Dharmy. Wiele rozdziałów prezentuje fakt, że wszystkie zjawiska są puste w swej istocie, a zatem niezrodzone. Niemniej istnieją w niej bardzo wyraźne wątki korespondujące z naukami o wrodzonej naturze Buddy. Można więc powiedzieć, że sutra ta stanowi pomost pomiędzy naukami o pustce a naukami o wrodzonej naturze Buddy. Ta jedna z kluczowych sutr mahajany jest ważnym tekstem źródłowym studiowanym w wielu krajach buddyjskich. Na przykład jeden z największych mistrzów i pisarzy tybetańskich, żyjący w jedenastym wieku niezrównany Gampopa, wielokrotnie cytuje Sutrę Wimalakirtiego w swym sławnym dziele „Ozdoba Wyzwolenia”, stanowiącym fundament studiów wielu lamów.
Cieszę się, że teraz i polski czytelnik będzie miał sposobność czerpania zarówno wiedzy, jak i błogosławieństw płynących ze studiowania tej jakże ważnej sutry mahajany.
Grabnik, wrzesień 2004
Lama Rinczen
Sutra Wimalakirtiego – Przedmowa
Mój nauczyciel Mistrz Zen Seung Sahn zwykł mawiać, że jeśli chcesz zrozumieć siebie musisz osiągnąć pierwotny punkt. Ten punkt nazywany jest przez różne tradycje duchowe na wiele sposobów. Dla niektórych jest Buddą, umysłem, pustką, dharmakają, dla innych Bogiem, duchem, uniwersalną energią, brahmanem itd. Jednak to Coś nie ma nazwy ani formy i nie może zostać uchwycone przez myślący tworzący pojęcia i lgnący do nich intelekt. Jeśli więc chcesz To osiągnąć musisz powrócic do naturalnego, czystego umysłu, który już jest obecny zanim powstanie myślenie. Dlatego w zen mówimy często: „gdy otwierasz swoje usta już pojawia się błąd”. W tym miejscu nauki zen i nauka Wimalakirtiego spotykają się, a raczej odsłaniają wspólny korzeń.
Sercem i punktem kulminacyjnym tej sutry jest część, w której Wimalakirti zwracając się do zgromadzenia bodhisattwów prosi, aby każdy z nich objaśnił swoje rozumienie Dharmy niedualności. Gdy Mandziuśri, jako ostatni kończy swoją wypowiedż, kieruje tę samą prośbę do Wimalakirtiego. Wielki mędrzec wznosząc się ponad erudycję i elokwencję zarówno swoich przedmówców jak i własną odpowiada wymownym milczeniem, które w uszach zebranych brzmi donośnie, niczym ryk lwa. Mandziuśri w głębokim uznaniu zakrzyknął: „Wspaniale, to jest prawdziwe wejście w niedualność. Sylaby, dźwięki, idee na nic tu się zdadzą”. Zen wskazuje tę samą drogę. Mówi się, że jest to wskazujący wprost na umysł, niezależny od słów i liter specjalny przekaz poza sutrami. Błędem byłoby jednak sądzić, że nauki zawarte w sutrach są tu niedoceniane lub lekceważone. Podkreśla się jedynie fakt, że lektura książki kucharskiej nie napełni żołądka głodnego człowieka, a studiowanie mapy nie przeniesie podróżnika w cudowny sposób do poszukiwanej krainy. Jednak instrukcje zawarte w tych podręcznikach mogą stanowić dla praktykującego nieocenioną wartość o ile nie przywiąże się do nich, lecz zrozumie ich intencję i funkcję. Właśnie przed niebezpieczeństwem przywiązania i popadnięcia w skostniały dogmatyzm, przypisujący tymczasowym środkom nauczania wartość absolutną przestrzegają słowa: otwierasz usta – pojawia się błąd.
Pomimo tego błąd otwierania ust jest konieczny, ponieważ Dharma jest jednością mądrości i współczucia. Mądrość wskazuje na nie dającą się wypowiedzieć prawdę i każe nam powracać do ciszy i milczenia. Współczucie natomiast, będąc niestrudzonym działaniem dla dobra wszystkich istot, nakazuje otwieranie ust, używanie właściwej mowy i działania, aby na wszelkie możliwe sposoby pomagać innym przebudzić się do własnej natury buddy.
Poza milczeniem i poza słowami – oto żywy nieuwarunkowany duch zen i nauki Wimalakirtiego. Zręczne i wyrafinowane słowa tej sutry rodzą się z niepojętej niedualności, jak życiodajny deszcz z pustej przestrzeni nieba dla pożytku spragnionych istot. Proszę jednak, nie bądź jedynie naczyniem gromadzącym wodę, ale użyj jej po to by nieustannie wzrastać. Nauki te są również palcem wskazującym księżyc. Jeśli chcesz spłacić dług wdzięczności wobec Wimalakirtiego, nie przywiązuj się do palca, lecz spójrz na księżyc.
Czym on jest?
Aby to zrozumieć musisz, zgłębiając własny umysł, przeniknąć ogłuszające milczenie starożytnego mędrca.
Andrzej Piotrowski
Szkoła Zen Kwan Um
Sutra Wimalakirtiego - Wstęp A. F. Thurman
Cześć Mańdziuśremu
wiecznie młodemu następcy tronu!
Wstęp
Wśród lśniącego bogactwa klejnotów buddyjskich Sutr Mahajany, Święta Nauka Wimalakirtiego wyróżnia się jak doskonale ukształtowany diament, umieszczony tak wśród stosów złota, srebra i pereł Sutr Transcendentnej Mądrości (Pradżniaparamita) i zachwycającego szeregu szafirów, rubinów, szmaragdów i innych klejnotów Sutr Girlandy (Awatamsaka) czy niepojętego Wyzwolenia (Acintjawimoksza) by załamywać blask ich wszystkich, wysyłając go ku patrzącemu skoncentrowanym tęczowym promieniem diamentowego światła.
Starannie opracowałem tę tradycyjną metaforę, by dać wyobrażenie o wyjątkowej pozycji Nauk Wimalakirtiego wśród buddyjskich sutr; o ich użyteczności dla studiów, jako że zawiera kwintesencję doktryn Mahajany, zarówno jej głębokich jak i rozległych kategorii, oraz o ich zaletach estetycznych, stanowiących obiekt zachwytu znawcy. Pomoże nam to zrozumieć dlaczego setki pokoleń buddystów Mahajany w Indiach, Azji Środkowej, Chinach, Japonii i Południowo-Wschodniej Azji studiowało, czciło i zachwycało się tą Sutrą, znajdując w niej oświecenie, inspirację i wdzięk przyjemnego poczucia humoru.
Nic konkretnego nie wiadomo o „oryginalnym tekście” Sutry Wimalakirtiego. Jest on rzekomo zapisem zdarzeń, które miały miejsce za życia Buddy Gautamy (szósty do piątego wieku p.n.e.), ale żadnego takiego tekstu nie znano w Indiach, aż do czasu gdy Nagardżuna (ok. pierwszego wieku p.n.e. do pierwszego wieku n.e.) wskrzesił tradycje Mahajany, odkrywając sanskryckie Sutry Mahajany, a wśród nich tekst Wimalakirtiego. Później, począwszy od trzeciego wieku, ten tekst był siedem razy tłumaczony na chiński. Wśród tych przekładów najpopularniejsza jest wersja Kumaradżiwy (406 r.), natomiast praca Hsuan Tsanga (650 r.) jest najściślejsza technicznie. Na tybetański Sutrę Wimalakirtiego tłumaczono dwukrotnie. Ostateczną wersję skompletował w dziewiątym wieku sławny tłumacz Czos Nid Tshul Khrims. Pojawiły się również przekłady w języku Sogdian, Khotan i Uighur. Niestety wszystkie oryginalne teksty sanskryckie zaginęły, z wyjątkiem pewnych fragmentów znajdujących się w filozoficznych pracach Mahajany. Japońscy tłumacze wybrali wersję Kumaradżiwy i większość współczesnych tłumaczeń oparta jest na tym tekście. Ostatnio Dr E. Lamotte postanowił naprawić tą sytuację i swoje wspaniałe francuskie tłumaczenie oparł na wersjach tybetańskiej i Hsuan Tsanga. W końcu historia zatoczyła pełne koło gdy Czcig. E. Bangert najpierw przełożył wersję tybetańską na współczesny Thai a potem na bieżący sanskryt. Moje tłumaczenie oparte jest na wersji tybetańskiej, gdyż najlepiej znam ten język, chociaż czasami prostota Kumaradżiwy, psychologiczna precyzja Hsuan Tsanga czy elegancja Lamotta, pomagały rozjaśnić tybetański, stanowiły alternatywę lub dawały inny punkt odniesienia, umożliwiający odnalezienie środkowej drogi. Wszelkie znaczące odstępstwa od podstawowej wersji tybetańskiej zostały wyraźnie zaznaczone.
Głównym celem mojego tłumaczenia jest przedstawienie autentycznej nauki Wimalakirtiego, tak więc zasadniczy nacisk położyłem na stronę filozoficzną a nie filologiczną. Dlatego wiele wysiłku włożyłem w pracę nad językiem tego tłumaczenia, dając czytelnikowi trzy glosariusze, pierwszy, sanskryckich terminów i imion własnych, drugi zawiera terminy liczbowe znajdujące się w Sutrach Mahajany i trzeci z buddyjskimi terminami technicznymi, odpowiadającymi istotnym sanskryckim pojęciom, których zrozumienie jest nieodzowne dla właściwego zrozumienia tej nauki. Terminy sanskryckie podane są w podstawowej formie, z wyjątkiem przypadków gdy występują w liczbie mnogiej lub w połączeniach gramatycznych.
Nigdy nie odczuwa się dotkliwiej ostatecznej niewyrażalności wszystkiego, niż wtedy gdy przychodzi czas na wyrażenie wdzięczności dla swoich nauczycieli i dobroczyńców za ich nie dającą się odwzajemnić dobroć, dzięki której możemy uzyskać zdolność do służenia w takim jak ten charakterze. Tym niemniej milczenie w tym przypadku byłoby jak milczenie Siariputry (rozdz. 7) a nie jak lwi ryk Wimalakirtiego (rozdz. 9).
Po pierwsze muszę oddać honor długiej linii uczonych i tłumaczy, z których kilku już wymieniłem, od Mańdziuśriego do Lamotta, którzy utrzymali tę naukę przez tysiąclecia, dzięki czemu stała się dla mnie dostępna; mam nadzieję, że ta praca będzie wkładem do tej nieprzerwanej tradycji.
Po drugie, wyrażam szczerą wdzięczność dla moich osobistych nauczycieli, których wymieniam w kolejności w jakiej ich spotkałem: Czcig. Gesze Wangyal, J. Św. Dalaj Lama, Dr M. Nagatomi, Dr D.J. Św. Ingalls, Dr V.V. Gokhale i Lama Anagarika Gowinda; mogę jedynie mieć nadzieję, że ta praca mogłaby sprawić im przyjemność. Po trzecie, szczerze dziękuję mojemu przyjacielowi i dobroczyńcy Dr C.T. Shen, zarówno za sfinansowanie tej pracy jak i za jego niezwykle pomocną współpracę przy porównywaniu wersji tybetańskiej i chińskiej. Czasami do naszych dyskusji przy okrągłym stole dołączali Dr C.S. George, Dr Tao-Tien Yi, Dr F.S.K. Koo i Dr T.C. Tsao, którym wyrażam wdzięczność i uznanie za ich pomocne sugestie.
Jeśli, mimo tej wspaniałej pomocy, pozostały jakieś nie zauważone błędy, biorę za nie pełną odpowiedzialność.
Gandendechenay Robert A.F. Thurman
Shady, Nowy Jork
Sierpień 1975
Sutra Surangama
Oparta na tłumaczeniu na język chiński dokonanym przez Mistrza Dharmy Paramity z Indii Centralnych. Proste objaśnienie udzielone przez Czcigodnego Mistrza Hsuan Hua. Tłumaczenia na język angielski dokonało Towarzystwo Tłumaczenia Tesktów Buddyjskich, Buddyjski Uniwersytet Sfery Dharmy, Buddyjskie Stowarzyszenie Sfery Dharmy Burlingame, Kalifornia, USA.
Adres: Dharma Realm Buddhist University
TALMAGE , CALIFORNIA 95481
0217 USA
www.drba.or
Pierwsze wydanie w języku polskim
tłumaczenie: Jacek Zahradnik
korekta: Henryk Smagacz
edytor: Bogdan Staszewski
projekt okladki: Grzegorz Szynkarczuk
cena 29 zł (plus, jeśli ktoś chce - ewentualne datki na wydrukowanie następnych części tej Sutry.)
Oto fragment z Wprowadzenia:
"Przez ponad tysiąc lat Sutra Surangama cieszyła się wielkim poważaniem w krajach Mahajany w Azji Wschodniej. W Chinach, pod względem popularności i ważnosci dorównywała rangą Sutrom Lotosu, Awatamsaki i Pradżnia Paramity; cieszyła się też cesarskimi względami.
Główną przyczyną znaczenia tej Sutry jest jej cześć końcowa, prezentowana w niniejszym tomie, traktująca o pięćdziesięciu wypaczonych mentalnych stanach związanych z pięcioma skandhami; opisano dziesięć stanów dla każdej ze skandh. Dla każdego ze stanów podano opis mentalnych zjawisk doświadczanych przez praktykującego, przyczyny tych zjawisk i trudności, które powstają z przywiązania do nich i z ich błędnej interpretacji. W istocie to, co zaprezentowano, jest zarówno unikalną metodą katalogowania i klasyfikowania doświadczenia duchowego, jak i wskazaniem czynników przyczynowych związanych z doświadczaniem tych zjawisk. Chociaż prezentacja pięćdziesięciu stanów nie jest w żadnym wypadku wyczerpująca, obrane podejście daje możliwość stworzenia ogólnych ram dla klasyfikacji wszelkich doswiadczeń duchowych, zarówno buddyjskich, jak i nie buddyjskich."
Kompletna Sutra Surangama składa się z ośmiu części. Każda z nich jest całością sama w sobie. ''Piećdziesiąt stanów demonów skandh" jest jedną z ośmiu takich części. Siedem pozostałych jest w trakcie przekładu na język polski. Wkrótce będzie wydana inna część Sutry Surangamy poświęcona niepojętej, tajemnej mocy Mantry Surangama.
Czcigodny Mistrz Hsuan Hua znany był również jako An tse i To lun. Imieniem Hsuan hua został obdarzony gdy przyjął przekaz lini Wei Yang szkoły Chan od Czcigodnego Starszego Mistrza Hsu Yuna. Opuścił on życie domowe w wieku dziewiętnastu lat. Po śmierci swojej matki, mieszkał u jej grobu w małej trzcinowej chatce przez trzy lata, w akcie synowskiego szacunku. W tym czasie praktykował medytację i studiował nauki Buddy. Pośród wielu jego praktyk było spożywanie tylko jednego posiłku dziennie i nigdy nie kładł się do spania.
W 1948 Mistrz przybył do Honkg Kongu, gdzie został założycielem Buddyjskiej Sali Wykładowej oraz innych klasztorów. W 1969 przeniosł Własciwą Dharmę do Ameryki i na Zachód, gdzie intensywnie wykładał na temat większych prac kanonu Buddyjskiej Mahajany i założył Buddyjskie Stowarzyszenie Sfery Dharmy, Miasto Dziesięciu Tysięcy Buddów, Międzynarodowy Instytut Tłumaczeń, różne klasztory, Buddyjski Uniwersytet Sfery Dharmy, Rozwijającą Prawość Szkołę Średnią wpajajacą dobro Szkołę Podstawową oraz inne centra edukacyjne."
Przekaz Umysłu, nauczanie Mistrza Zen Huang Po
Ukazała się nowa książka, która na pewno zainteresuje praktykujących zen. Tytuł - jak wyżej, jest to zbiór mów i dialogów Mistrza Huang Po, zwanego po japońsku Obaku - nauczyciela Lin Chi (jap. Rinzai Gigen), założyciela istniejącej do dziś szkoły rinzai.
Wydana jest na szarym papierze, ręcznie szyta tradycyjną chinską metodą. Zapłaciłem za nią we Wrocławiu 36,60 zł. Nie ma informacji o nakładzie, ale w księgarniach zwykle można trafić na zapas nie więcej niz trzech sztuk.
Dzięki uprzejmości wydawnictwa zamieszczamy jej fragmenty
Dobrze zapowiadające się wydawnictwo "miska ryżu" (www.miskaryzu.republika.pl) informuje też o swoich planach:
- Hui Hai "Natychmiastowe Oświecenie"
- Lin Chi "Nic do osiągnięcia"
- Bodhidharma "Twarzą do ściany"
- Dogen "Shobogenzo"
ISBN: 83-917813-0-5, 123 strony, wymiary: 190 x 260 mm, tłumaczenie: Bon Gak
Bodhi
Szanowni Państwo,
Instytut Marpy w Polsce oraz Misja Buddyjska maja przyjemność zaprosić Państwa do czytania pierwszego numeru BODHI, który ukazał się w sieci EMPIK poniedziałek 25 lutego 2008.
BODHI jest kwartalnikiem i jest polską edycją buddyjskiego pisma wydawanego w Stanach Zjednoczonych pod tym samym tytułem i kierowanym przez wielkiego nauczyciela tybetańskiego Dzogczena Ponlopa Rinpocze, który w marcu bieżącego roku odwiedzi Szczecin.
Polskim wydawcą pisma BODHI jest w całości INSTYTUT MARPY w Polsce działający pod kierownictwem pana Tomasza Szczygielskiego. To jego staraniem i wysiłkiem obecna edycja jest możliwa. Pierwsz egzemplarz liczy ponad 150 stron w formacie A4.
BODHI zawiera wiele artykułów na temat róznych aspektów nauk buddyjskich, jak i artykuły o współczesnym podejściu do Dharmy, człowieka i praktyki religijnej.
Serdecznie zapraszamy do księgarń i liczymy na Państwa wsparcie.
Empik prowadzi sprzedaż BODHI w następujących miastach: Bydgoszcz, Gdańsk, Katowice, Kraków, Łódź, Poznań, Rumia - Port Handlowy, Warszawa i Wrocław.
Więcej informacji na stronie www.marpa.pl
Czagdud Tulku
Bramy Buddyjskiej Praktyki
Wydawnictwo DAMARU
O autorze
Jako syn Dała Drolmy, jednej z najsłynniejszych kobiet-lamów, Czagdud Tulku otrzymał obszerne wykształcenie od wielu znakomitych nauczycieli. Należy on do ostatniego pokolenia mistrzów, którzy zdążyli odziedziczyć pełny przekaz nauk i medytacyjnych technik tybetańskiej tradycji wadżrajany, zanim chińscy komuniści przejęli władzę w Tybecie. Zmuszony w 1959 roku do ucieczki z rodzinnego kraju, przez dwa kolejne dziesięciolecia Czagdud Tulku pracował jako lama i lekarz w społeczności tybetańskich uchodźców w Indiach i Nepalu. Wspierał również ich osadnictwo oraz zajmował się sztuką sakralną w nowo powstających klasztorach.
W 1979 roku Tulku przybył do Stanów Zjednoczonych jako opat Czagdud Gonpy liczącego setki lat tybetańskiego klasztoru, jednego z nielicznych, które przetrwały komunistyczną inwazję. W 1983 roku powołał fundację Czagdud Gonpa dzięki której filie jego klasztoru powstały w Stanach Zjednoczonych, Ameryce Południowej i w Europie. Czagdud Tulku mieszkał w głównym ośrodku swojej fundacji w hrabstwie Trinity w Północnej Kalifornii (był obywatelem USA), podróżował i nauczał w całych Stanach Zjednoczonych, Azji, Europie, Australii i Ameryce Południowej.
Jego nauki przenika mądrość i współczucie płynące tak ze skarbnicy ludzkiego doświadczenia i studiów filozoficznych, jak i z medytacyjnego wglądu. Bogaty w metafory styl wykładów pozwala przekroczyć religijne i kulturowe bariery, by przez rozbudowane struktury buddyjskich nauk dotrzeć do samej ich istoty. Odkąd Czagdud Tulku przybył na Zachód, jego instrukcje do praktyk wadżrajany przyniosły wgląd w naturę umysłu tysiącom adeptów duchowej ścieżki. Jako ekspert głębokich nauk buddyjskiej ścieżki dzogczen, Czagdud Tulku zobowiązał się udostępnić ludziom Zachodu pełny zakres metod wadżrajany. Swoje nauki przekazał w sposób ciepły i pełen humoru, niosąc tym, którzy są na nie otwarci, wgląd w naturalną świadomość.
W 1995 roku Czagdud Tulku Rinpocze przeniósł się na stałe ze Stanów Zjednoczonych do Brazylii, zakładając w Tres Coroas swój główny ośrodek w Ameryce Południowej Khadro Ling, gdzie przebywał aż do śmierci. Tam, w listopadzie 2002 roku, Rinpocze rozpoczął medytacyjne odosobnienie, w trakcie, którego z bezgraniczną radością i entuzjazmem nauczał, że istotą buddyjskiej praktyki jest dobroć serca. Tak jak przez 72 lata swego życia, również i wówczas Rinpocze dedykował każdą swą myśl, słowo i gest pożytkowi wszystkich istot. Trzeciego dnia odosobnienia, 17 listopada 2002 roku, serce Rinpocze przestało bić.
O książce
W książce Bramy buddyjskiej praktyki autor wyjaśnia, skąd bierze się nasze cierpienie i w jaki sposób możemy usunąć jego przyczyny, by przynieść ostateczną wolność sobie i innym. Czagdud Tulku prezentuje liczne metody pracy z umysłem w życiu codziennym: sposoby łagodzenia gniewu, przywiązania, niewiedzy, zazdrości i dumy; tłumaczy metody wykonywania prostych i bardziej złożonych medytacji oraz sposoby rozwijania mądrości i współczucia. Bramy buddyjskiej praktyki wyjaśniają przekaz Buddy Śakjamuniego zarówno początkującym, jak i zaawansowanym czytelnikom, oferując wgląd i instrukcje wszystkim niezależnie od ich pochodzenia i życiowej drogi. Czytelnik odkryje tu prawdy duchowe, które mają bezpośredni związek z życiem codziennym nauki, których rzetelne zastosowanie może przynieść niewypowiedziane korzyści: mentalną przemianę, a co za tym idzie, poprawę relacji z innymi. Książka zawiera również wprowadzenie do wadżrajany błyskawicznej ścieżki którą można kroczyć jedynie pod kierunkiem kompetentnego nauczyciela.
Spis treści
- Obracanie kołem
- Praca nad przywiązaniem i pragnieniem
- Praca nad gniewem i awersją
- Praca nad niewiedzą
- Życie codzienne jako duchowa praktyka
- Znaczenie czterech rozważań
- Lama
- Pierwsze podstawowe rozważanie: cenne ludzkie ciało
- Drugie podstawowe rozważanie: nietrwałość
- Trzecie podstawowe rozważanie: karma
- Czwarte podstawowe rozważanie: ocean cierpienia
- Jak kontemplować cztery rozważania?
- Schronienie
- Wzbudzanie bodhiczitty
- Bodhiczitta aspiracji i działania
- Odkrywanie własnej podstawowej natury
- Wiara
- Modlitwa
- Rozmowa z uczniem
- Przygotowanie do śmierci
- Guru joga
- Wprowadzenie do wielkiej doskonałości
- Umysł aktywności, natura umysłu
Czagdud Tulku
Sztuka umierania
W 1987 roku ukazało się pierwsze wydanie tej książki; odtąd zgodnie z pragnieniem Jego Eminencji Czagduda Rinpocze dostarcza ona zwięzłych, acz głębokich instrukcji przygotowań do śmierci. Niniejszy tekst cieszy się powodzeniem wśród szerokiego kręgu czytelników, bo jest konkretny i przystępny. Wielu z nich przyznało, że obdarowali nim rodziców albo zagrożonych śmiertelną chorobą przyjaciół.
Można dziś znaleźć bogatą literaturę traktującą o przekraczaniu progu śmierci. Jej autorami są nauczyciele buddyzmu oraz innych duchowych tradycji, a także pracownicy hospicjów, prawnicy i biografowie — mimo to „Sztuka umierania” nadal ma mocną pozycję na rynku wydawniczym, a to dzięki bijącej z nauk Czagduda Rinpocze mocy czystych intencji i praktycznemu wymiarowi zawartych w tekście porad.
Tłumaczenie: Jarosław Należnik
Wydawnictwo Damaru 2007
Str. 94, format 115 x 185, oprawa miękka
O autorze
Czagdud Rinpocze urodził się w 1930 roku we wschodnim Tybecie, jako syn Delog Dała Drolmy, jednej z najbardziej znanych w Tybecie kobiet-lamów. Miał dwa lata, kiedy rozpoznano w nim opata Czagdud Gonpy, liczącego setki lat klasztoru, jednego z nielicznych, które przetrwały niszczycielską działalność chińskich komunistów. Otrzymał od wielu wysokich lamów rozległe wykształcenie i należy do ostatniego pokolenia mistrzów, którzy jeszcze w Tybecie odziedziczyli ogromne bogactwo nauk buddyzmu wadżrajany.
W 1959 roku Rinpocze ruszył na wygnanie i przez kolejne dwie dekady służył osiadłej w Indiach i Nepalu społeczności Tybetańczyków jako lekarz i lama. Na prośbę J. Św. Dudzioma Rinpocze założył obóz dla uchodźców w Orissie w Indiach, który rząd indyjski uznał za wzorzec ekonomicznej samowystarczalności emigrantów. Rinpocze słynął ze zdolności uzdrawiających, wyszkolił też wiele osób w technice phoła — praktyce przenoszenia świadomości w chwili śmierci.
W 1979 roku Czagdud Tulku wyjechał do Stanów Zjednoczonych na zaproszenie amerykańskich uczniów. Początkowo założył siedzibę w Cottage Grove w Oregonie, a potem przeniósł ją i stworzył ośrodek Rigdzin Ling w Junction City w Kalifornii. Założył on ośrodki buddyzmu wadżrajany w całych Stanach Zjednoczonych oraz w Kanadzie, Europie i Brazylii.
Od 1996 roku lama przebywał w swoim ośrodku Khadro Ling w Ameryce Południowej. Znajduje się on w Trés Coroas na południu Brazylii. Jest autorem książek „Bramy buddyjskiej praktyki” oraz autobiografii „Mistrz tańca”.
Fragment książki
Uporządkowanie doczesnych spraw może być ważnym duchowym procesem. Na przykład spisanie testamentu pozwala ujrzeć własne przywiązania i przekształcić je w szczodrość. Przywiązanie stanowi wszak jedynie przeszkodę w przechodzeniu przez proces umierania, natomiast scedowanie majątku na krewnych, przyjaciół i organizacje dobroczynne stwarza zasługę, która przyniesie nam niezmierny pożytek zarówno w stanie pośrednim między śmiercią a odrodzeniem, jak i w przyszłych żywotach. Po spisaniu ostatniej woli powinniśmy modlić się, by nasze bogactwo, majątek, cnota i zasługa przyniosły pożytek nie tylko tym, którzy czerpią z nich bezpośrednio, ale też wszystkim istotom we wszystkich sferach egzystencji. Dzięki pozytywnej, bezinteresownej intencji takiej modlitwy niezmiernie zwiększymy zakres własnej szczodrości.
Określenie warunków odłączenia urządzeń sztucznie podtrzymujących życie na wypadek, gdybyśmy znaleźli się w stanie krytycznym, to dobra okazja, żeby przećwiczyć w myślach różne scenariusze śmierci i wykorzystać je w ćwiczeniu mentalnej zgody na przemijanie. Kierujmy swoje współczucie ku tym, którzy umierają w śpiączce, nie mogąc wyrazić swoich życzeń, ku wszystkim, którzy są bezradni wobec naruszania ich woli. W przypadku spisania własnych postanowień o odłączeniu urządzeń sztucznie podtrzymujących życie (respirator), możemy śmielej stawić czoła konaniu. Wiemy bowiem, że zrobiliśmy wszystko, co się dało, i nawet jeśli nasze życzenia nie będą ściśle wypełnione, nie będzie to skutkiem naszej nieprzezorności. Możemy umierać świadomi, że pod tym względem nie mamy sobie nic do zarzucenia.
Spisanie życzeń dotyczących ostatnich przygotowań pozwala uwolnić bliskich od wielu trudnych decyzji. Dzięki naszej przezorności i współczuciu zapobiegniemy ich smutkowi. Kiedy rozmyślamy nad tym, czego potrzebujemy lub życzylibyśmy sobie aby spokojnie umrzeć, kiedy kontemplujemy wizję własnego pogrzebu, znika uporczywa skłonność do ucieczki od śmierci, a zyskujemy wiele bezcennego spokoju.
Często pytano Czagduda Rinpocze o przebieg ceremonii pogrzebowych w Tybecie. Poniższy opis jego autorstwa może posłużyć za punkt wyjścia dla rozważenia procedur własnych pośmiertnych obrządków:
Poza stuknięciem w koronę głowy zmarłego, który właśnie wydał ostatnie tchnienie, służącym skierowaniu jego uwagi ku górze, nikt nie miał prawa dotykać ciała aż do czasu, gdy lama przeniósł jego świadomość, uzyskując przy tym jasne oznaki powodzenia praktyki. Następnie owijano ciało płótnem, lecz nie poddawano go kremacji, ani też nie uszkadzano — pozostawiano zmarłego w spokoju trzy dni. Przez czterdzieści dziewięć dni od chwili śmierci odprawiano też specjalne ceremonie i modlitwy. Odprawiali je razem ze swoimi mnichami lamowie, co tydzień inny. Uczestniczyło w nich zazwyczaj dziesięciu lub piętnastu mnichów, choć moja rodzina zwykle finansowała pośmiertne obrządki z udziałem trzydziestu pięciu mnichów.
Tego rodzaju ceremonie wiązały się z dużymi wydatkami, które obejmowały zarówno wyżywienie mnichów, datki dla lamów, jak i rytualne ofiary. Ofiary słano także do różnych klasztorów wraz z prośbą o modlitwę. Wreszcie czterdziestego dziewiątego dnia lama przeprowadzał rozbudowany uroczysty rytuał, podczas którego podpalał papier z wypisanym imieniem zmarłego. Następnie szukał znaków wskazujących miejsce kolejnego odrodzenia. Jeśli były one niepomyślne, przeprowadzano dalsze ceremonie i modlitwy. Często było to sto tysięcy powtórzeń mantry Buddy Akszobhi.
W przypadku zmarłych przedwcześnie, a za takich w Tybecie uważano odchodzących między osiemnastym a pięćdziesiątym rokiem życia, przeprowadzano specjalną ceremonię zwaną dur po to, aby zneutralizować wszelkie negatywne moce, które doprowadziły do zgonu. Nie tyczyło się to jednak zmarłych przed osiemnastym rokiem życia — chyba, że śmierć nastąpiła z powodu nagłego wypadku lub (co w Tybecie prawie się nie zdarzało) — samobójstwa. Śmierć przed osiągnięciem dorosłości była bowiem uważana za naturalną.
Większość rodzin chętnie godziła się na wszystkie tego rodzaju rytuały oraz związane z nimi wydatki. Uznawano je za środki zapewniające zmarłemu wyzwolenie, a przynajmniej odrodzenie w kontakcie z duchową ścieżką. Pod koniec siódmego tygodnia ciągłych modlitw członkowie rodziny zmarłego zwykle zauważali, że ich żal przemienił się w pewność, iż zapewnili krewnemu jak najlepszą pomoc w pokonaniu burz stanu przejściowego. Nadal mogli jednak pomagać zmarłemu składając w jego imieniu ofiary w trakcie klasztornych ceremonii albo prosząc urzeczywistnionych mistrzów o modlitwę. Mogli także dedykować zmarłemu zasługę płynącą z własnych szlachetnych uczynków i duchowej praktyki.
Wiem, że wielu wymienionych rytuałów nie można przeprowadzić na Zachodzie. Odnosi się to zwłaszcza do umierających w szpitalach.
Inne tradycje religijne również mają swoje ceremonie, lecz jestem zdania, że uniwersalna mądrość niektórych wspomnianych buddyjskich rytuałów przekracza wszelkie ograniczenia. Ktoś, kto nie ma doświadczenia w praktyce phoła z pewnością odniesie korzyść wyobrażając sobie w chwili śmierci źródło schronienia ponad koroną własnej głowy — bez względu na to, czy będzie to Budda, Jezus czy też inne uosobienie oświeconej mądrości. Modlitwa z wiarą w wyzwolenie na pewno poskutkuje.
Stuknięcie w koronę głowy zmarłego mające skierować świadomość w górę, ku źródłu schronienia, uważa się w buddyzmie i hinduizmie za niezwykle ważne — praktykujący w innych duchowych tradycjach także powinni rozważyć, czy tego nie zrobić, jeśli tylko intuicyjnie czują, że może to pomóc umierającemu. Silne przeświadczenie tybetańskich buddystów, że ciała nie powinno się niszczyć przed upływem trzech dni po śmierci może mieć związek z innymi duchowymi tradycjami. W świecie Zachodu przygotowujący ceremonie pogrzebowe również zaobserwowali, że przetrzymanie ciała kilka dni po śmierci często pomaga przyjaciołom i krewnym zmarłego pogodzić się z rzeczywistością i stratą.
Najważniejszą ceremonią pogrzebową jest (wykonywana zgodnie z własną duchową tradycją) modlitwa za zmarłego przez pierwsze trzy dni po śmierci oraz co siódmy dzień przez czterdzieści dziewięć dni po zgonie. Czterdziestego dziewiątego dnia grupa żałobników powinna zebrać się na wspólnej ceremonii, podczas której ofiarują źródłu duchowego schronienia substancje takie jak jedzenie, napoje, kadzidła, kwiaty i świece. Ofiarowanie pożywienia po czyjejś śmierci oraz organizowanie nabożeństw żałobnych jest zachowaniem powszechnym — w buddyzmie tybetańskim wyjątkowe jest tu za to podkreślenie znaczenia wybranych dni.
Ofiary, które składamy duchowej kongregacji wraz z prośbą o odprawienie grupowych rytuałów, mają wykorzystać siłę, która tkwi w intencjach ludzi o czystej duchowej motywacji. W wielu ośrodkach Czagdud Gonpy podczas porannej sesji medytacyjnej czyta się na głos listę zmarłych. Kilka razy w roku odprawia się też specjalne ceremonie poświęcone zmarłym. Wiem, że inne grupy religijne mają podobne listy modlitw, praktykuje się również składanie datków ku pamięci przyjaciół i krewnych.
Powinniśmy pamiętać o zmarłych przy okazji wszelkich modlitw dedykacji zasługi, by bezustannie, bez względu na czas i miejsce pobytu, czerpali korzyści z naszych szlachetnych działań i duchowych aktywności. Tym, którzy przewinęli się przez nasze życie, przyniesie to znacznie więcej pożytku, niż potoki rzewnych łez czy wystawne pogrzeby.
Łączę się z Rinpocze w pragnieniu, by książka „Życie w świetle śmierci” znalazła czytelników nie tylko w świecie anglojęzycznym, ale i pośród Portugalczyków, Hiszpanów i Niemców, dla których została już przetłumaczona. Mam także nadzieję, że załączone wzory dokumentów zainspirują wielu do spisania ostatniej woli, postanowień na wypadek stanu krytycznego oraz ostatnich przygotowań. Dzięki temu nasza śmierć — nagła czy spodziewana — stanie się nieco mniejszym problemem, nie będziemy dodatkowo obciążeni niedokończonymi doczesnymi sprawami. Dzięki temu zyskamy więcej swobody w odkrywaniu istoty umysłu.
Czagdud Khadro
Khadro Ling, Trés Coroas, Brazylia
jesień 1999 roku
Recenzja książki Sztuka umierania Czagduda Tulku
Renata Lizurej
Biorąc pod uwagę stosunek do śmierci i umierania, można podzielić ludzi, a zwłaszcza buddystów, na dwie kategorie: entuzjastów tematu oraz tych, którzy te zagadnienia omijają. Pasjonaci przeczytali większość dostępnych na rynku pozycji (przeważnie mają ich pokaźną kolekcję). Ci z radością witają każdą nową książkę, którą mogą dołączyć do swojego zbioru. Do drugiej grupy zaliczają się osoby, które unikają czytania o śmierci (i często mają przez to pewne poczucie winy, wszak buddysta musi się interesować śmiercią).
Obecnie wydawnictwo DAMARU, odpowiadając na potrzeby przedstawicieli obu kategorii wydało książkę autorstwa Czagduda Tulku Rinpoczego pt. Sztuka umierania. Na pierwszy rzut oka, wydaje się, że jest to kolejna pozycja dla entuzjastów, a pozostali jak zwykle ominą ją szerokim łukiem. Jednakże już pobieżne nawet przejrzenie odkrywa przed nami głęboką mądrość opata Czagdud Gompy. Książka została tak przygotowana, by przyciągnąć czytelnika umiarkowanie zainteresowanego ars moriendi. Mianowicie:
- jest krótka, ma zaledwie 94 strony (sam wykład Rinpoczego stanowi około 50 stron);
- jest esencjonalna i prosta; najważniejsze informacje o śmierci i umieraniu oraz ich miejscu w tradycji buddyjskiej można przyswoić w 2 godziny i to bez zaglądania do słownika;
- jest praktyczna i inspirująca; na końcu książki znajdują się postanowienia jakie możemy sporządzić na wypadek naszej śmierci, które są wprawdzie przystosowane do warunków zachodnich, ale w zamyśle mają skłonić nas do przygotowania podobnych odpowiadających naszej rzeczywistości;
- wykład i sama książka mogą posłużyć nie tylko buddystom, a większość technicznych uwag dotyczących procesu umierania może być z powodzeniem wykorzystana przez ludzi innych wyznań.
Sztukę umierania, zapewne, bez mojej rekomendacji nabędą wielbiciele tematu i słusznie zrobią. Jest to bowiem rodzaj pigułki, która w zwięzłej formie zawiera wiedzę na temat śmierci w tradycji tybetańskiej. Taka formuła ma wiele niewątpliwych plusów, np. można tę książkę pożyczyć znajomym bez narażenia się na wymówki dotyczące objętości tomu. Pozycję tę jednak powinny zakupić szczególnie osoby, które za ars moriendi nie przepadają.
Nauczyciele buddyjscy nauczają, że jeśli drażni nas albo męczy jakiś aspekt praktyki jest to nieomylny znak, że z tym właśnie elementem powinno się zacząć głębiej pracować. Jeśli się go zbagatelizuje może okazać się, że nie tylko utrwalamy niechęć, ale również zaczynamy uważać, że nasz niewłaściwy stosunek jest jak najbardziej słuszny. Szczególnie niebezpieczne mogłoby się okazać trywializowanie śmierci, która niewątpliwie czeka nas wszystkich, i która jednocześnie, dla praktykujących, stanowi niezwykłą szansę zrealizowania prawdziwej natury umysłu.
Książka Czagduda Tulku posiada niewątpliwie większość zalet dobrej publikacji. Jest zwięzła i zarazem esencjonalna. Autor przebija się przez całą tradycję buddyzmu tybetańskiego i wskazuje miejsce śmierci w całym systemie. Proponuje krótkie, choć niekoniecznie łatwe, medytacje nad naszym własnym umieraniem, wskazując ich wagę w nieuchronnie zbliżającej się chwili. Mają one podobnie jak pisemne postanowienia, które proponuje sporządzić, ukonkretnić fakt że to MY będziemy umierać. Będzie to bardzo wstrząsające, ale zarazem ważne wydarzenie. Należy spoglądać na nie świadomie, lecz również z akceptacją i spokojem. Koniecznie musimy być przygotowani na moment śmierci, aby móc go w pełni wykorzystać. Może nam w tym pomóc praktyka phoła. Nie będzie chyba straszną prywatą jeśli napiszę, że w tym roku w Ośrodku Benchen Karma Kamtzang w Grabniku Czcigodny Tenga Rinpocze zgodził się przekazać nauki dotyczące praktyki phoła praktykującym w Polsce. Szczegółowe informacje można znaleźć na stronie Ośrodka Benchen Karma Kamtzang: www.benchen.org.pl.
Nauki buddyzmu tybetańskiego stanowią żywą tradycję, z której wciąż możemy czerpać inspiracje i fachowe instrukcje. Otrzymując niepowtarzalną możliwość korzystania z wiedzy wielkich praktyków, jakimi niewątpliwie są tybetańscy nauczyciele, nie zmarnujmy jej. Może ona bowiem przynieść wiele pożytku nam i innym istotom. Oby tak się stało.
„Mistrz Tańca” Czagdud Tulku
Renata Lizurej
Oglądając taniec w wykonaniu mistrza lub mistrzyni, możemy zostać zauroczeni jego naturalnym, niewymuszonym pięknem.
Z wrażeniem tym nie będzie miała związku posiadana przez nas wiedza o kulturze, którą tancerz reprezentuje i będzie ono niezależne od fizycznej sprawności czy techniki artysty. Decydującą role odegra wola zagłębienia się w doskonałą sztukę.
Możliwe, że to doświadczenie zmieni nas na zawsze.
Podobnie mistrz lub mistrzyni Dzogczen są w stanie pokazać uczniom prawdziwą naturę umysłu – spontaniczny taniec nie dualności, który stanie się dla nich głęboką inspiracją. Nie potrzebują do tego filozoficznych dysput, ani wyszukanych rytuałów. Ich życie jest odbiciem ich umysłu. Jest skończoną sztuką.
Możliwe, że doświadczamy przebłysku tego stanu czytając autobiografię Czagduda Tulku pt. „Mistrz tańca” wydaną przez wydawnictwo Damaru. Ta skromna książka nawiązuje do tradycyjnej buddyjskiej literatury, choć sam autor zdradza we wstępie, że nie zamierzał pisać życiorysu świętego, gdyż jak się okazuje dalej, raczej świętoszkiem nie był.
W Tybecie biografie wielkich praktykujących mają swoje osobne, bardzo istotne miejsce. Nazywa się je „namthar” i podobnie jak hagiografie katolickich świętych komponuje się je według specjalnych wzniosłych kanonów. Po za namtharami istnieją też biografie lżejszego kalibru czasem wręcz satyryczne lub parodiujące namthary1. Jedne i drugie powstają, by inspirować i pouczać praktykujących.
Autobiografia Czagduda Tulku nie należy do tej wzniosłej kategorii. Autor przedstawia w niej siebie jako człowieka posiadającego wiele wad. (Ich szczegółowe wyliczanie staje się okazją do udzielenia nauk). Zalety, zaś jeśli się już pojawiają, raczej przedstawia jako problem w życiu codziennym i traktuje z przymrużeniem oka. Jak się okazuje bodhisattwa nie ma łatwego życia w społeczności skrajnie praktycznych Tybetańczyków.
Można powiedzieć, że na poziomie fabuły „Mistrz Tańca” jest po prostu historią Tybetańczyka, którego zgodnie z wielowiekową tradycją uznano za inkarnację zmarłego buddyjskiego mistrza. Dowiadujemy się więc, jak wyglądało dzieciństwo autora w tybetańskim Khamie, kim byli jego rodzice, jak żyła jego rodzina, znajomi i przyjaciele. Opisuje w niej edukacje tulku, dorastanie, życie rodzinne i społeczne. Opowiada barwnie o swoim życiu dziecka – inkarnowanego lamy, życiu młodego mnicha, świeckiego jogina, uchodźcy, emigranta, działacza społecznego, wreszcie buddyjskiego nauczyciela. Ale w tej historii szare życie miesza się czasem z wizjami i niezwykłymi snami. Zwykli ludzie okazują się niekiedy dysponować wewnętrznymi mocami przekraczającymi nasze wyobrażenia.
Podobnie skonstruowana jest ta książka. Zwyczajna, lekko opowiedziana, trochę niesamowita historia ma oczywiście dharmiczny cel. Jest pouczająca, niezwykle mądra i inspirująca. To oczywiście nie przeszkadza nam zaśmiewać się do łez, momentami obawiać o losy bohaterów czy nimi wzruszać. Jest to jakby połączenie fantastyki, thrillera, sagi rodzinnej i komedii dające w efekcie świetną literaturę dewocyjną. Jak to możliwe?
Czagdud Tulku, opisując swoje życie, nie przestaje działać dla dobra wszystkich istot. Życie mistrza dzogczen staje się ilustracją naturalnego stanu umysłu, którego spontaniczną ekspresją jest bodhiczitta. Tym samym uświadamiamy sobie, że oświecenie nie jest czymś zewnętrznym, jakimś odsunięciem się od świata, ale jest tańcem żywiołów, zjawisk i jawi się dopiero po rozpoznaniu ich prawdziwej, iluzorycznej natury.
Aby opisać ten stan, można użyć tysięcy słów i ani na chwilę nie zbliżyć się do prawdy. Można też napisać zwyczajną historyjkę, zabawne haiku, piosenkę albo po prostu zatańczyć. Reszta będzie już zależeć od tego, jak bardzo będziemy w stanie otworzyć się na taniec mistrza, niosący ze sobą doświadczenie rzeczywistości takiej, jaką ona jest.
- 1. Jak wydana także w Polsce biografia Drukpy Kunleja. Patrz „Drukpa Kunlej. Życie i nauki Szalonego Jogina” Przeł. J. Sieradzan, Kraków. Rok Żelaznego Konia, oraz Opole 2003? Wyd. Hung