Daiun Sogaku Harada1
W życiu człowieka nic nie ma większego znaczenia niż moment nadchodzącej śmierci. Stan umysłu w jakim znajdujemy się w momencie śmierci ma olbrzymi wpływ na nasze przyszłe życie. Jest to coś na co powinniśmy zwrócić szczególną uwagę. Jednocześnie w tym samym czasie stan umysłu i postawa tych, którzy znajdują się u boku umierającego jak i tych, którzy go przeżyją mogą sprawić, że znajdzie się on na granicy wpadnięcia do piekła albo na drodze do Czystej Krainy. Powinniśmy o tym pamiętać, tak by w momencie czyjejś śmierci nie stracić głowy i wiedzieć co robić.
Umysł umierającego człowieka w żaden sposób nie powinien być zakłócony, rozproszony czy też zdezorientowany naszą mową i postępowaniem. Ze swego własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że oblicze ludzi, którzy zmarli w całkowitym spokoju, godną śmiercią a tych, którzy odeszli w cierpieniach i pomieszaniu zasadniczo różnią się od siebie. Ludzie, którzy odeszli w spokoju mają zamknięte usta i całkowicie zamknięte oczy natomiast ci, którzy umarli w męczarniach odeszli z wytrzeszczonymi oczami i z otwartymi ustami. Jakoś nie jest to przyjemny widok. Jest to raczej dowód na to, że cierpieli oni katusze, byli oszołomieni, zestresowani i pełni żalu. Było to naturalną konsekwencja tego, że znajdujący się wokół nich ludzie byli zasadniczo nieprzyjemni jak i nieuważni. Szczególnie kiedy wiadomo już jest, że w żaden sposób nie można pomóc choremu często zdarzają się ludzie, którzy wrzeszczą: „Weź się w garść. Jeszcze nie wszystko stracone. Jeśli teraz umrzesz to co stanie się z twoimi dziećmi i majątkiem”. W takich wypadkach często się zdarza, że ludzie umierają z wytrzeszczonymi oczami i z otwartymi ustami. Zazwyczaj normalnie umierający ludzie martwią się co będzie po ich śmierci i odczuwają niepokój. Oczywiście nikt nie chciałby umierać. Co więcej hałaśliwe zachowanie ludzi znajdujących się wokół umierającego sprawia, że chory zamartwia się na śmierć. Wprowadza to okropne zakłócenie w umyśle i w takim mentalnym pomieszaniu umiera on nie znając swego celu.
Jakież to okrutne i smutne! Chyba nie ma większej nieuprzejmości niż to. Oczywiście niezwykle trudno jest powiedzieć umierającemu: „Nie można już ci nic pomóc. Bądź gotów na śmierć”. Jest to bardzo trudne, lecz jeśli zdecydujesz się to powiedzieć musisz to zrobić z wielkim przekonaniem. Oczywiście powinno się to umieć zrobić w odpowiednim momencie. Jednak powiedzieć coś takiego komuś, kto powraca do zdrowia byłoby olbrzymim błędem. Najważniejszą rzeczą to wiedzieć, kiedy jest ku temu najwłaściwszy moment.
Przypomina mi to śmierć, którą umarł seido-san2 mojego nauczyciela. Było to doprawdy godne odejście. Widziałem już wielu ludzi na łożu śmierci, lecz najbardziej spokojną i godną śmiercią zmarło tylko dwóch. Jeden to wspomniany wyżej seido a drugi to mój uczeń Suzuki Jushin. Był on bardzo błyskotliwym i wspaniałym człowiekiem. Również jego ostatnie chwile były wspaniałe. Zmarł on w całkowitym spokoju umysłu. Jedną z oznak ostatnich chwil życia jest słabnący wzrok, następnie zanika mowa, dopiero na końcu zanika słuch. Jednak kiedy zarówno wzrok jak i mowa przestaną funkcjonować wciąż jesteśmy w stanie słyszeć. Dlatego u progu śmierci dobrze jest powiedzieć komuś coś uspokajającego lub cicho powtarzać sutry.
Wracając do seido-sana, którym się opiekowałem. Kiedy usłyszałem, że w żaden sposób nie można mu już pomóc zastanawiałem się przy jakiej okazji mu o tym powiedzieć. Nawet na krótki okres przed jego śmiercią nie poinformowałem o tym nikogo. Gdybym wysłał telegram do jego krewnych w Dharmie zjechaliby się tu tłumnie sprawiając, że chory będzie myślał, że nic nie można mu już pomóc. Gdyby po tylu latach niewidzenia go nagle by tu się pojawili seido-san pomyślałby, że to już pewnie jego koniec. Sprawienie, by tak myślał byłoby bezlitosne. Niektórzy nalegali by go zobaczyć ale powiedziałem im: „Poczekajcie, poczekajcie. Jeśli teraz pójdziecie do niego napełnicie go rezygnacją. Nie zakłócajcie jego umysłu” i absolutnie nie pozwoliłem na to spotkanie. Na około 30 minut przed śmiercią zbliżyłem twarz do jego ucha i zapytałem: „Czy jest ktoś kogo chciałbyś zobaczyć?”. Słysząc to odpowiedział prosto: „Nie”. Usłyszawszy to poczułem się ogromnie szczęśliwy i kiedy powiedziałem mu: „Już wkrótce poczujesz ulgę i udasz się do urzekająco pięknego i jasnego miejsca” słabym głosem odparł: „Jestem bardzo wdzięczny. Dziękuję”. Następnie zamknął pełne łez oczy i usta. W tym samym czasie wszyscy oczekujący w pokoju obok zaczęli cicho powtarzać: „Namu Kie Sanbo” (Znajduję Schronienie w Trzech Klejnotach). W taki oto sposób bez żadnego cierpienia, w całkowitym spokoju umysłu tak jakby spał, godnie odszedł seido-san.
- 1. Daiun Sogaku Harada (1870–1961). Tekst pochodzi z czasopisma Shoyu z maja 1933 roku.
- 2. Seido. Dosłownie Zachodnia Sala. Tytuł ten pierwotnie odnosił sie do emerytowanego opata, przebywającego w świątyni, której nie przewodził. We współczesnym zen soto tytuł ten często stosuje się podczas okresu treningu (jap. ango-kessei) do wysokiej rangi kapłana (zazwyczaj opata innej świątyni niż ta w której odbywa się trening), który sprawuje funkcję pomocniczą i może prowadzić trening.